"Przepraszam Polaków za 'Mam talent'"
W imieniu wszystkich Brytyjczyków chciałbym przeprosić Polaków za wyrządzenie wam programu "Mam Talent". Nie jesteśmy kulturalnym narodem, a zdarza się, że nasze ordynarne pomysły wyciekają czasem poza wyspę i zarażają inne, niewinne państwa. "X Factor", rewolucja industrialna, "Milionerzy", międzynarodowy kapitalizm, "Taniec z Gwiazdami", Ameryka - to wszystko nasza wina. Przepraszamy i obiecujemy, że to się już nie powtórzy - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Najbardziej żal mi polskich mężczyzn. Jeśli stosunki rodzinne wyglądają u was tak, jak u mnie, próba zdobycia pilota znajdującego się w posiadaniu pań każdej soboty między godziną ósmą a dziesiątą przypomina próbę wykradnięcia ognia bogom – próbować warto, chociaż wiadomo, że porażka jest gwarantowana. Najgorsze jest to, że gdy już – zmuszony – zaczynasz oglądać ten program, mimowolnie się wciągasz. Poruszające fragmenty piosenek puszczane w tle za każdym razem, gdy któryś z uczestników wspomni swoją mamę, triumfuje wśród szaleńczych oklasków lub ponosi porażkę wśród buczenia, są starannie dobrane w celu wywołania maksymalnego emocjonalnego wstrząsu. Płyną łzy i niektóre z nich należą do ciebie.
To dopiero trzecia edycja "Mam Talent" w Polsce, ale czuję się tak, jakbym na jego oglądaniu spędził kilka dekad mojego życia. Miałem przynajmniej sporo czasu na przemyślenia. To, o czym myślałem najwięcej, to definicja słowa "talent”. Ludzie mają setki talentów, ale w programie, który oglądam co sobotę, widuję mało i ciągle te same. Niektórzy ludzie są na przykład utalentowanymi księgowymi, ale trudno mi wyobrazić sobie 30-sekundowy popis bezbłędnego zastosowania reguły podwójnego zapisu, który otwiera komuś drzwi do finału. Ja mam talent do noszenia niewłaściwego obuwia, złoszczenia ludzi nierozumieniem ich kultury oraz robienia świetnego ginu z tonikiem. Pytanie, czy usłyszałbym "Trzy razy tak" za wlanie mleka do mojej herbaty z cytryną. Program nagradza za to najchętniej talent do śpiewania jakby się było dorosłym, kiedy jest się słodkim dzieckiem, talent do posiadania naoliwionych muskułów i talent do udawania, że Praga Południe to South Central L.A. Byłem kiedyś w Compton i muszę powiedzieć, że jedną z
cech charakterystycznych tego miejsca jest to, że nikt tam nie fascynuje się mieszkaniem na Południowej Pradze.
Brytyjska wersja programu "Mam Talent" specjalizuje się w prezentowaniu grubych i brzydkich osób, które niespodziewanie śpiewają jakby były szczupłe i atrakcyjne. Prawdopodobnie należycie do grupy 94 milionów osób, które obejrzały na YouTubie występ Susan Boyle pokazującej tę sztuczkę. Wystarczy oczywiście chwila zastanowienia, aby dojść do wniosku, że nie ma żadnego powodu, by sądzić, że tylko atrakcyjni ludzie mają dobre głosy, ale nasze myślenie jest wypaczone przez popowy przemysł muzyczny, który zbudował w naszych głowach skojarzenie śpiewania w telewizji z byciem atrakcyjnym – dlatego, gdy widzimy coś przeciwnego do naszych skojarzeń, przeżywamy emocjonalny wstrząs.
Polska wersja programu "Mam Talent" specjalizuje się w prezentowaniu małych dzieci, które niespodziewanie śpiewają jak znani dorośli. W zeszłym tygodniu w programie pojawił się chłopiec, który grał na pianinie, śpiewał piosenkę Eltona Johna i brzmiał dokładnie tak, jak brzmiałby Elton John, gdyby miał polski akcent. Na czym polegał jego talent? Na naśladowaniu Eltona Johna? W każdej edycji programu "Mam Talent" pojawia się jakaś niewiarygodnie słodka, ośmioletnia dziewczynka, która śpiewa, jakby była opętana przez potężną, czarną kobietę. Zgadzam się, że to rzecz zaskakująca, ale czy od razu talent? Czy ktoś miałby ochotę słuchać tego głosu przez dłużej niż kilka sekund, gdyby nie wiedział, że wydobywa się on niespodziewanie z małego, jasnowłosego dziecka?
Oglądając "Mam Talent", nauczyłem się przynajmniej czegoś o polskich celebrytach, a w tej dziedzinie zawsze miałem duże braki. Brunetka z tatuażami ma na imię Agnieszka, blondynka bez tatuaży – Małgosia, a gość w okularach to Kuba. Wytatuowana brunetka stanowi ciekawe połączenie matczynej dobroci i heavy metalowej symboliki, blondynkę otacza aura czystego zła, a Kuba jawi się jako piętnastolatek uwięziony w ciele pięćdziesięcioletniego mężczyzny; co, jak sądzę, jest wynikiem klątwy voodoo - jak w tym filmie z Tomem Hanksem. Ci ludzie zapewne także mają jakieś talenty, kwestią dyskusyjną pozostaje jednak, czy są to talenty do znajdywania talentów u innych. * Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski*